środa, 22 listopada 2017

Tego miejsca nie znajdziecie szwendając się po mieście. Koreanka to malutka restauracja schowana na podwórku jednej z kamienic przy samej Hali Koszyki. Właścicielką jest Yeunsu Lee, która popełniła także Shabu-Shabu oraz najmłodszą siostrę Wietnamkę. My Koreankę odwiedzamy w jednym celu - przenieść się w kulinarną podróż do Korei - mission accomplished! 


Koreanka otworzyła się w połowie maja i od samego początku przyciąga tłumy ludzi. W weekendy kolejka przed lokalem to rzecz naturalna - dlatego zalecamy wizytę w tygodniu. Od razu uprzedzamy, aby odnaleźć restaurację należy wejść w bramę kamienicy przy Koszykowej 59 i na domofonie wybrać lokal 36.



Już od wejścia wita nas bardzo ciepłe i przytulne wnętrze. Drewniane stoliki (które nadają idealne tło do instagramowych ujęć), cegła na ścianie, otwarta kuchnia, złote zdobienia na suficie i proste, krótkie menu na ścianie sprawiają, że chce się tu przychodzić. Dodatkowo Koreanka nie posiada (jeszcze?) koncesji, ale pozwala gościom wnosić własny alkohol pobierając 5 zł korkowego od osoby - to nam się podoba!


Po wybraniu stolika (były nawet 2 wolne!), podchodzi do nas kelner i bardzo dokładnie opisuje nam każde dostępne danie. Po jego sugestiach wybieramy zestaw początkującego podróżnika - Ramen Miso (27 zł) i Bulgogi z wołowiną (27 zł). Niestety jesteśmy już po lunchu, więc testujemy tylko 2 dania, w szczególności, że kelner uprzedził nas o dużych porcjach. W menu znajdziemy jeszcze Bibimbap (ryż z warzywami, wołowiną i chilli), Samgyeopsal (ryż z boczkiem), Japchae (koreański smażony makaron z batatów), Tteokbokki (ryżowe kluski na ostro).


Ramen. W wersji miso jest bardzo łagodny, biały kolor nadaje pasta ze sfermentowanej soi. Miska pełna jest makaronu, kiełków, pysznego boczku. Smak podkręcają pływające oka czerwonej oliwy chilli. Ramen bardzo przypadł nam do gustu, jednak przy kolejnej wizycie skusimy się na wersję ostrą - Dandan.


Bulgogi to smażone cienkie paski wołowe, marynowane w sosie sojowym, czosnku, chilli, cebuli i cukrze, podane z ryżem, jajkiem oraz sałatą. Danie można także zaliczyć do tych bardziej delikatnych, a mięso do tych miękkich i soczystych. Potrawa zdecydowanie udana, jednak jak w przypadku ramenu następnym razem wybierzmy coś bardziej na ostro.

Podsumowując: Koreanka to miejsce, które umie teleportować. Wszystkie elementy od kuchni poprzez wystrój lokalu aż po same naczynia nas zachwyciły. Należy tutaj podkreślić, że kelner, który nas obsługiwał zasługuje na szóstkę z plusem. Jedynym małym mankamentem, który poczuliśmy dopiero po wyjściu były przesiąknięte zapachem smażenia ubrania. Jednak tłumaczymy to sobie małą powierzchnią lokalu i otwartą kuchnią. 

Koreanko dziękujemy! To była fascynująca podróż.

Ocena: ★★★★★★★★ 8,5/10
Adres: Koszykowa 59/36, Warszawa

środa, 15 listopada 2017

Restaurant Week to odbywający się regularnie od 2014 roku festiwal restauracji. Uczestniczą w nim tylko wybrane i najlepsze restauracje z całego kraju. Goście rezerwują stolik w wybranej restauracji i mogą cieszyć się jednym z dwóch menu degustacyjnych (wersja wegetariańska i mięsna) w promocyjnej cenie (w tym roku dla nowych klientów było to 49 zł, powracający miłośnicy festiwalu otrzymali 10% zniżkę).



W tym roku odbyła się jubileuszowa 10 edycja festiwalu. Uczestniczyło w niej ponad 400 restauracji z 30 miast Polski. Z edycji na edycję Restaurant Week cieszy się rosnącą popularnością, goście w przystępnej cenie mogą spróbować trzydaniowego menu z ekskluzywnych i drogich na co dzień restauracji. Spośród wielu warszawskich propozycji wybraliśmy Warung Jakarte i Drukarnie. 



Warung Jakarta to otwarta w 2016 roku restauracja serwująca kuchnię indonezyjską. Samo słowo Warung odnosi się do małej rodzinnej restauracji czy też kawiarni w Indonezji. Kuchnia indonezyjska pełna jest orientalnych i aromatycznych przypraw. Odnajdą się w niej miłośnicy mięsa - popularny jest tu kurczak i wołowina, ale także wegetarianie, na których czekają ryby, owoce morza, tofu czy też tempeh. Głównym dodatkiem do dań, jak na Azję przystało jest ryż. W majowej edycji festiwalu Warung Jakarta została uznana przez gości za najlepszą restaurację w Warszawie. 

W październikowej edycji spróbowaliśmy dwóch menu:

Wariant mięsny
Przystawka 1: Kokosowy krem z batatów z domowej roboty oliwą chilli
Przystawka 2: Talerz tradycyjnych indonezyjskich przystawek: satay z marynowanej krewetki, marynowany tempeh, lumpia z kurczakiem i krewetkami.
Danie główne: Marynowana pierś z kaczki sous-vide na warzywach stir fry z sosem z północnego celebesu dabu-dabu oraz kecap manis. Podawany z czerwonym i białym ryżem.
Deser: Pisang Keju - kawałki banana w panierce z kokosa z cheddarem, śmietanką kokosową oraz gorzką czekoladą.

Wariant wegetariański
Przystawka 1: Kokosowy krem z batatów z domowej roboty oliwą chilli
Przystawka 2: Talerz tradycyjnych indonezyjskich przystawek: satay warzywny, marynowany tempeh, lumpia z warzywami.
Danie główne: Długo marynowane tofu sous-vide z cytrusowym sosem sweet chilli kecap manis, na makaronie soba z orzeszkami ziemnymi i pestkami słonecznika z nutą oleju sezamowego.
Deser: Pisang Keju - kawałki banana w panierce z kokosa z cheddarem, śmietanką kokosową oraz gorzką czekoladą.

Pierwszy dotarł do nas krem z batatów. Nie jesteśmy miłośnikami kremowych zup, jednak mieszanka słodkich batatów, delikatność mleczka kokosowego oraz ostra i wyrazista oliwa chilli sprawiła, że miski zostały opróżnione szybciej niż się pojawiły. Zupa idealnie rozgrzewa i pasuje do chłodnej jesiennej pluchy za oknem.



Jako drugie na nasz stół trafiły zestawy indonezyjskich przystawek. Dobrze doprawione miękkie sataye, indonezyjski odpowiednik sajgonek - lumpia w połączeniu z sosami oceniamy zdecydowanie na plus. Wszystko miało smak, nie było mdłe. Niestety tempeh - czyli marynowane, sfermentowane ziarna soi podawane w formie krakersa nie zachwyciły naszych kubków smakowych. Były suche i mdłe, jednak jak inaczej może smakować sfermentowana soja?

Po drugiej przystawce kończyło nam się miejsce w brzuchach, jednak cały czas z niecierpliwością oczekiwaliśmy na kolejne dania.



Danie główne - kaczka sous-vide. Metoda sous-vide polega na długim gotowaniu mięsa lub warzyw w niskiej temperaturze w celu zatrzymania w potrawie wszystkich soków. Mięso było soczyste i kruche, dodatek sosów idealnie podkręcał jego smak. Porcja była ogromna, jednak ze względu na walory smakowe, szybko zniknęła z talerza.


Niestety makaron z tofu był zdecydowanie za ostry i nie dało się go zjeść. Pomimo naszej miłości do dań ostrych w potrawie czuć było tylko palący sos. Dodatkowo danie na nasz stół trafiło zimne. Jedynie marynowane tofu było smaczne i mięciutkie. Podsumowując danie było bardzo przeciętne i nie umywało się do kaczki.


Ostatnią kulinarną przygodą w Warung Jakarta był banan w panierce z cheddarem. Połączenie z pozoru może wydawać się co najmniej dziwne, jednak całość idealnie ze sobą grała. Deser był rewelacyjny i na pewno jeszcze nie raz na niego przyjdziemy.


Drugim miejscem które odwiedziliśmy była Drukarnia. Jest to stosunkowo nowe miejsce otwarte w budynku dawnej drukarni Naukowo-Technicznej na Pradze Południe. W ogromnej przestrzeni znajdziemy nie tylko wspomnianą restaurację, ale także kuchnię uliczną (Dzienna) oraz klub. Za kuchnię odpowiedzialny jest Marcin Molik i powiedzmy to szczerze, robi robtę! Drukarnia zaproponowała nam:

Wariant mięsny
Przystawka: Domowy mini pączek z wołowiną w chrzanie, chipotle, relish pomidorowy z gorczycą oraz świeżymi warzywami.
Danie główne: Kacza pierś, porzeczkowe kuli z puree szafranowym oraz brukselką z orzechami.
Deser: Florentynka z mascarpone i marakują

Wariant wegetariański
Przystawka: Domowa mini buła, burger z cieciorki, kiszonych buraków i świeżych ziół. Podany z sosem aioli i warzywami.
Danie główne: Samopsza z pastą miso, borowikami, jajkiem poche oraz pieczonymi warzywami.
Deser: Florentynka z mascarpone i marakują





W przystawkach zdecydowanie królował burger wołowy. Pączek, mięciutka wołowina, sos, kompozycja idealna. Frytki w obydwu zestawach można byłoby poprawić, wersja warzywna była trochę za sucha, nie pasowała do tego dania, a ziemniaczana delikatnie przeciągnięta.



Danie główne i znowu kaczka. Poprzednią byliśmy zachwyceni, jednak kaczka z Drukarni przebiła danie z Warung Jakarta. Miękka, soczysta, podana na puree szafranowym. Nawet brukselka, która jest naszą przedszkolną zmorą okazała się petardą. W drugim daniu pieczone warzywa, te które znajdowały się też w przystawce były znacznie mniej przypieczone. Danie wegetariańskie (nie do końca wiemy jak je nazwać, nie jest to zupa, nie jest to sos) pobudziło nasz kubki smakowe. Połączenie wyraziście grzybowego sosu, samopszy, chrupiących pieczonych warzyw i zrobionego w punkt jajka można porównawać do zaserwowanej tu kaczki. Po daniach głównych, wiedzieliśmy, że na pewno tutaj wrócimy.


Deser. Tutaj trzeba się na chwilę zatrzymać, po pierwsze nad lodami. Do florentynki kucharz dołączył lody o smaku - uwaga! żywicznym. Po pierwszym kęsie, zaczęliśmy obmyślać plan jak wkraść się do kuchni i  zjeść całe opakowanie. Sama florentynka była idealnym zwieńczeniem tej kolacji.

Podsumowując: Obydwa miejsca, które odwiedziliśmy podczas festiwalu są godne polecenia i warte uwagi. Każde ma swój klimat, w Warungu poczujemy się trochę jak w Indonezji, a Drukarnia przeniesie nas do czasów PRL i zachwyci nie tylko wnętrznem, ale także niesamowitymi smakami i pięknie podanymi daniami.

Drukarnia
Ocena: ★★★★★★★★ 8/10
Adres: Mińska 65, Warszawa

Warung Jakarta
Ocena: ★★★★★★★ 7/10
Adres: Piękna 28/34, Warszawa

wtorek, 7 listopada 2017

Po długiej nieobecności powracamy w nowym składzie. Przez 4 lata nie próżnowaliśmy i odkrywaliśmy nowe smakowite miejsca, które zamierzamy teraz ponownie odwiedzać i opisywać. Nieco zmienimy formę bloga. Przynajmniej raz w tygodniu będziemy wrzucać nową recenzję, otworzymy nowy dział poświęcony podróżom. Będziemy opisywali tam nasze wojaże, kulinarne doznania i miejsca warte odwiedzenia.  Stworzymy weekendowy kulinarny przewodnik po Warszawie, który podczas waszej kilkudniowej wizyty podpowie które spośród setek warszawskich restauracji warto odwiedzić. Powrócimy też do opisanych już miejsc i pokażemy jak uległy zmianie. Ponadto odwiedzimy stołeczne kursy kulinarne, z nadzieją, że kiedyś zostaniemy właścicielami nagrodzonej gwiazdką Michelin restauracji. Bądźcie z nami, bo będzie się działo!



czwartek, 29 sierpnia 2013

W ubiegłą niedzielę przy nadwiślańskim barze Niedorzeczni 500od1500 odbył się gastronomiczny event- żarcie na kółkach.  Jak sama nazwa wskazuje, na niewielkim placyku obok kontenera serwującego napoje oraz inne napitki alkoholowe zebrało się całe multum ciężarówek przystosowanych do serwowania szybkich dań. Goście imprezy mogli wybierać spośród: Bobby Burger, Beef'N'Roll, Co Ja Ciacham, Dobra Buła, Foodwózek Marrakesh, Jakie Taco?!, Meat Me Sandwiches, Pasta Mobile, Pizza z Żuka, Roots Food Truck, Rollos Crepes, Ricos Tacos, Soul Food Burger, Tornado Cafe, Wurst Kiosk, Wheel Meal oraz Zapiekanka Snack Bus.



Żeby zaspokoić rosnący głód wybraliśmy Beef'N'Roll oraz Ricos Tacos.




W nieźle odpicowanej ciężarowce Beef'N'Roll możemy znaleźć klasyczne kanapki czyli classic, cheese, BBQ jak i trochę bardziej oryginalne wersje burgerów - chilli, kanapka miesiąca oraz flagowy Beef'N'Roll. Nasz wybór padł na BBQ z dodatkowym serem (19 zł + złocisz za kawałek sera). Wnętrze kanapki smakowało prawidłowo, mięso było soczyste i doprawione, do tego duża ilość świeżych warzyw. Sos BBQ raczej dość przeciętny, mało wyrazisty i dość powtarzalny. Najmniej polubiliśmy bułkę, nie jesteśmy pewni czy jest to wina przepisu, czy przypadku ale smakowała gorzko, psując cały smak kanapki. 






Mając ochotę na meksykańskie żarcie kolejnym odwiedzonym przez nas stoiskiem było Ricos Tacos. W ofercie food-tracka znajdziemy tacosy z wołowiną, kurczakiem na dwa sposoby oraz wersję wegańską. Za jedną sztukę płacimy tu 6 zł, za trzy - 15 zł, mix kosztuje odpowiednio 17 zł. Ricos Tacos proponuje nam Horchatę czyli ryżowy napój z dodatkiem migdałów i cynamonu ( 10zł ), który smakuje bardzo nietypowo, ale jest przy tym orzeźwiający i pyszny. Tacosy nie dorównują do pięt, tym które wcześniej jedliśmy (między innymi w Santa Marii ). Klienci do wyboru mają trzy sosy o różnych stopniach ostrości, chociaż dla nas niewiele one się od siebie różniły. Warto zwrócić również uwagę na stan ciężarówki w jakiej serwowane jest jedzenie, nie wymagamy dużo, ale utrzymywanie czystości przy serwowaniu jedzenia jest koniecznością. Niestety nie wszyscy o tym pamiętają. 






Podsumowując: Żarcie na kółkach to fajny pomysł, ale wymaga dopracowania. Przyczepy były ściśnięte na małej powierzchni, organizatorzy nie pomyśleli też o właściwym zorganizowaniu sprzedaży napojów (jeden punkt z bardzo długą kolejką). Żałujemy, że większość mobilnych barów to burgery i czekamy na coś co nas zaskoczy.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Jesteśmy zwolennikami zdrowego jedzenia, no może pomijając burgery. Śniadanie to najważniejszy posiłek podczas dnia, dobrze jak składa się ze świeżych i ekologicznych produktów. Parę tygodni temu mieliśmy możliwość po raz pierwszy uczestniczyć w ursynowskim targu śniadaniowym podczas którego zajadaliśmy się wieloma fantastycznymi, zdrowymi i smacznymi produktami. Wydarzenie to odbywa się regularnie co niedzielę w Sadku Natolińskim.


Jak przystało na dobry festiwal/targ jedzeniowy wystawców było wielu. Na miejscu stawiliśmy się po 10, frekwencja zdecydowanie nas zaskoczyła, ludzi było mnóstwo. Na stoiskach spotkaliśmy wiele znanych nam już rzeczy, ale także mnóstwo nowości: świeże, ekologiczne pieczywo, omlety i jajecznice z wiejskich jaj, zdrowe koktajle warzywno - owocowe, pyszne lemoniady czy też jogurtowo - owocowe lody.









Naszym śniadaniowym wyborem padł wiejski omlet z serem, szynką, pomidorami i szczypiorkiem (14zł). Smakował zdecydowanie świeżo, zdrowo, znakomicie. Z naszego talerza znikną szybciej niż się pojawił. Z powodu strasznego upału spróbowaliśmy też warzywno - owocowego szejka. Połączenie szpinaku z pomarańczą, bananem, miodem i cytryną nie brzmiało zachwycająco. Jednak tu się myliliśmy... Był to chyba najlepszy koktajl jaki piliśmy! Połączenie smakowe zdecydowanie ciekawe i smaczne!









Podsumowując: Uważamy targ śniadaniowy za bardzo udane wydarzenie. Cieszy nas cykliczność eventu i różnorodność jedzenia i picia, każdy znajdzie coś na ząb. Jak wiadomo co smaczne nie musi być zdrowe, jednak na śniadaniowym targu dowiecie się, że zdrowe jedzenie jest bardzo dobre w smaku! 


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wakacje to najpopularniejszy okres wyjazdowy. Właśnie dlatego chcieliśmy opisać dla Was ciekawe berlińskie knajpy, w których mieliśmy okazję spróbować co nieco. Już na samym początku musimy zaznaczyć, że nasz mały Berlin trip pod względem kulinarnym był tak niesamowity, że często nam tęskno za niektórymi miejscami. Wszystkie odwiedzone przez nas miejscówki sprzyjają niskobudżetowemu (ale smacznemu!) podróżowaniu, zostanie jeszcze sporo banknotów do wydania na zwiedzanie. Przedstawimy wam listę pięciu miejscówek, które najbardziej przypadły nam do gustu.

1. Santa Maria
Jest meksykańską kanjpą, która od samego początku nas zachwyciła. Mieści się na Kreuzbergu - modnej, mocno imprezowej dzielnicy Berlina. Znajdziecie tam tacosy,burrito, quesadille oraz inne typowe dla tej kuchni dania. Lokal oferuje bardzo przyjemne i jeszcze bardziej smaczne happy hours. Tacosy z wołowiną przebijają wszystko, taka przyjemność z 3 salsami kosztuje tylko 1 euro i zdecydowanie jest warta spróbowania. Taka sama cena tyczy się shota tequilli. Nad Santa Marią zachwycać się można by długo, od burrito, po margaritę, wszystko jest pierwszej klasy.

adres: Oranienstraße 170
strona internetowa: http://www.santaberlin.com

2. Burgermeister
Gdzie pojawią się Warsaw Eaters tam burgera zabraknąć nie może. W Berlinie odwiedziliśmy Burgermeistera, czyli małą "budkę" z burgerami ukrytą pod wiaduktem metra U1. Podawane kanapki są duże i smaczne. Stosunek ceny do jakości dania oceniamy stanowczo na plus. Koszt burgera waha się w granicach 3,50 - 4,00€, za frytki dopłacicie 1,90€. Lokal jest znany,oblegany i polecany nie tylko przez nas!

adres: Oberbaumstraße 8, pod waduktem z U1
strona internetowa: http://www.burger-meister.de/

3. Mustafa's Gemüse Kebap
Pewnie Was zdziwi, że opisujemy kebap. Połowę ekipy WE też dziwi ten fakt, tym bardziej, że nie do końca przepada za tego typu posiłkami. Kebap warzywny u Mustafy jednak wygrywa wszystko, jest tak dobry, że do tej pory ubolewam, że nie zjem podobnego w Warszawie. W środku pity znajdziecie warzywa surowe i smażone, ser fetę, pyszne sosy i świeże mięso. Taka przyjemność kosztuje ok. 2,80€. Dość sporym minusem mogą być kolejki. My na swoją szansę zamówienia czekaliśmy 2 godziny, jednak odwiedzaliśmy Berlin w bardzo obleganym terminie i nie wiemy czy sytuacja wygląda tak samo na co dzień. Mimo tego uważamy, że było warto. 

adres: Mehringdamm 32
strona internetowa: http://www.mustafas.de

4. Curry 36
W Berlinie co krok natkniecie się na jakiś bar oferujący Currywursty, sęk w tym żeby znaleźć najlepszy. Podczas naszej krótkiej wizyty przetestowaliśmy kilka takich stoisk i zdecydowanie wygrywa Curry z numerem 36. Podróżnicy z mniej zasobnym portfelem będą zadowoleni z cen - kiełbaska 1,50€, frytki 1,30

adres: Mehringdamm 36
strona internetowa: http://www.curry36.de

5. Pizzeria - Il Ritrovo-Cucina Casalinga Popolare
Pizzeria prowadzona jest przez włoskich punków, co od razu widać po wystroju lokalu. W środku jest tłoczno, ale przyjemnie. Zdarza się, że trzeba odczekać swoje w kolejce na stolik, ale to tylko świadczy o znakomitej kuchni. Zjecie tam prawdziwą włoską pizzę lub makaron. Bez wątpienia każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli chodzi o pizzę, pozycji w menu jest około 20 i wszystkie brzmią tak zachęcająco, że ciężko jest podjąć decyzję. W trzech słowach: pysznie, niebanalnie i autentycznie. 

adres: Gabriel-Max-Straße 2

środa, 31 lipca 2013

Weekendowy obiad postanowiliśmy zjeść w zlokalizowanej przy ulicy Świętokrzyskiej 18 restauracji o ciekawej nazwie Aïoli (francuski sos czosnkowy). Miejsce to już od otwarcia przyciąga wiele osób. Aïoli to nie tylko restaruacja, to także delikatesy, bar oraz piekarnia. Warto wspomnieć, że nie jest to nasza pierwsza wizyta w tym lokalu.


Gdy dotarliśmy na miejsce już z daleka przywitał nas sympatyczny ogródek. Co prawda niektóre stoliki do siebie nie pasują, jednak ma to swój urok. W menu znajdziemy śniadania, włoskie przekąski, sandwiche, burgery, pasty, pizze oraz steki czyli dla każdego coś dobrego. Na początek zamówiliśmy DON QUIJOTE (9,90 zł) czyli ciepłą bagietkę na szpadzie z 4 sosami (do wyboru klasyczny, dijon, chili, mango i estragownowy). 




Bagietka dotarła do nas jeszcze gorąca i bardzo chrupiąca. Wszystkie sosy były przepyszne. Przystawka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Jako danie główne wybraliśmy ulubione przez nas TAGLIATELLE (26,90 zł) z czarnym makaronem, krewetkami, kalmarami, szynka prosciutto, białym winem, czosnkiem i tymiankiem oraz pizzę CHORIZO (26,90 zł) z chorizo, czerwoną cebulą, mieszanką serów, zieloną papryką oraz rukolą. Zacznijmy od pizzy:




Ciasto dobre i chrupiące, bardzo cienkie. Dodatki dobrze skomponowane, sos pomidorowy przyzwoity. Pizza jest co najmniej poprawna, jednak niczym specjalnym nas nie zaskoczyła. 





Makaron natomiast był rewelacyjny. Pyszny sos, dużo kalmarów i krewetek. Niestety jedząc go za pierwszym razem był delikatnie pikantny, tym razem pikantności nam trochę zabrakło. Jest to zdecydowanie nasza ulubiona potrawa w tym miejscu, zaskakująca pod każdym względem (wygląd, smak, zapach). 

Niestety na deser nie znaleźliśmy już miejsca, a bardzo żałujemy.

Podsumowując: Aïoli to znakomite miejsce pod względem smaku i wyglądu. Niestety kelner na którego trafiliśmy, nie odespał chyba poprzedniej nocy. O wszystko musieliśmy prosić po parę razy, a na rachunek czekaliśmy ok. 30 minut. Rozumiemy, że każdy ma prawo być zmęczony, mieć zły dzień, jednak wszystko ma swoje granice i nie powinno wpływać na obsługę klienta. Jednak Aïoli odwiedzimy z pewnością jeszcze nie raz.

GDZIE:
ul.  Świętokrzyska 18
CENY:
10 zł - 38 zł
GODZINY OTWARCIA:
codziennie od 9.00 do ostatniego gościa